
RegioJet może słono zapłacić za to, iż pociągi nie wyjechały na tory zgodnie z wcześniej zaplanowanym rozkładem jazdy.
Od 14 grudnia RegioJet miał częściej kursować na trasie Warszawa-Kraków. Część szykowanych połączeń anulowano niemal w ostatnim momencie. Podobnie było w przypadku relacji Kraków-Gdynia. Zamiast trzech jest tylko jedno. Wcześniej przesunięto start pociągów z Warszawy do Poznania.
Urząd Transportu Kolejowego reaguje
W komunikacie urzędu czytamy, iż prezes „nie akceptuje działań obniżających zaufanie pasażerów do kolei”. Ignacy Góra wszczął postępowanie w sprawie „bezprawnych praktyk”, naruszających zbiorowe interesy pasażerów.
Niedopuszczalne są powtarzające się przypadki, kiedy połączenia nie są uruchamiane, mimo wcześniej wydanej decyzji o otwartym dostępie, a aplikanci oraz organizatorzy publicznego transportu zbiorowego rezygnują z przydzielonych tras pociągów po zatwierdzeniu i opublikowaniu rozkładu jazdy przez zarządcę infrastruktury – zaznacza UTK.
Zdaniem prezesa urzędu obniża to zaufanie pasażerów do kolei.
RegioJet musi się tłumaczyć. I… zapłacić?
Prezes UTK wszczął z urzędu postępowanie administracyjne w sprawie naruszenia przez RegioJet zakazu stosowania bezprawnych praktyk naruszających zbiorowe interesy pasażerów w transporcie kolejowym. Sprawa dotyczy niedopełnienia od 14 grudnia 2025 r. obowiązku przewozu osób w zakresie podanym do publicznej wiadomości. Chodzi o 23 połączenia na trasach Kraków – Warszawa – Gdynia oraz Warszawa – Poznań, jak wyjaśniono w komunikacie.
Przewoźnik został wezwany do wyjaśnień. Na ich przesłanie ma 14 dni od otrzymania zawiadomienia o wszczęciu postępowania. W przypadku stwierdzenia naruszenia na przewoźnika może zostać nałożona kara do 2 proc. rocznego przychodu.
Urząd Transportu Kolejowego czeka również na wyjaśnienia ws. braku uruchomienia połączeń na trasie Warszawa – Poznań.
PKP Intercity może przejąć wolne miejsca
Teoretycznie pociągi mogą zostać uruchomione choćby w ciągu 48 godzin. Tyle iż przewoźnik domaga się otrzymania slotów do marca, czyli na czas trwania aktualnego rozkładu jazdy. Nie chodzi więc o jednorazową interwencję. Przewoźnik nie chce być komunikacją zastępczą dla RegioJet, jak przekazał cytowany przez „Rynek Kolejowy” Janusz Malinowski, prezes PKP Intercity.
Podejście PKP Intercity jest zrozumiałe. Wcześniej w komunikacie przewoźnika mogliśmy przeczytać, iż RegioJet „aktywnie zabiegał o dostęp do tras i godzin, na których PKP Intercity od ponad dekady uruchamiało swoje połączenia”.
Ostatecznie pociągi PKP Intercity zostały odwołane przez zarządcę infrastruktury, o czym spółka wielokrotnie i jednoznacznie informowała adekwatne instytucje – pisał przewoźnik.
Teraz RegioJet zmienił plany, a PKP Intercity musi wjeżdżać na białym koniu i ratować sytuację. Niby przewoźnik też na tym skorzysta, bo może przejąć pasażerów pozostawionych na lodzie, ale przypominałoby to wyciąganie z opresji niesfornego braciszka. A PKP Intercity w tej roli się nie widzi, co można zrozumieć. Tym bardziej iż otwierałoby to furtkę do ewentualnych kolejnych niedyspozycji: w razie czego Polacy dadzą sobie radę, PKP Intercity wkroczy.
A nie tak powinno to wyglądać. Zobaczymy, czy ewentualna kara i utrata miejsca w rozkładzie będzie wystarczającym ostrzeżeniem.














