
Jeszcze do niedawna hasła o wojnie na terenie Polski wielu traktowało jako czarny scenariusz z filmów science fiction. Dziś jednak głos zabiera sam generał Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, i mówi to wprost: Polska musi być gotowa na potencjalny konflikt zbrojny do 2030 r. Tyle dają nam raporty wywiadowcze. Tyle mamy czasu w przygotowanie.
W rozmowie z TVN24 generał Kukuła nie owijał w bawełnę. Zaznaczył, iż polska armia działa dziś w cieniu 20–30 lat zaniedbań i chronicznego niedofinansowania, które doprowadziły do poważnych luk w wyposażeniu. Jednym z najpoważniejszych problemów są zapasy amunicji – zwłaszcza tej kluczowej dla nowoczesnej artylerii, czyli kalibru 155 mm.
Polska inwestuje, ale rynek nie nadąża
Generał jasno wskazał dwa główne problemy: ograniczony budżet państwa oraz niewystarczająca wydajność przemysłu zbrojeniowego. Choć Polska wykorzystała szansę na szybkie zakupy w Korei Południowej (m.in. czołgi K2 i armatohaubice K9), to teraz wchodzimy w etap, w którym zbrojenia w Europie napędzają wzrost cen i zmniejszają siłę nabywczą naszych środków.

Rynek zbrojeniowy nie nadąża za potrzebami. Ceny rosną, a my będziemy potrzebowali jeszcze więcej pieniędzy – ostrzega Kukuła.
To problem, który dotyczy nie tylko Polski. Cała Unia Europejska boryka się dziś z niedoborem zdolności produkcyjnych. Według generała Kukuły w tej chwili przemysł UE nie jest w stanie zaspokoić potrzeb ani Polski, ani Ukrainy, ale w ciągu 2–3 lat może prześcignąć Rosję pod względem produkcji zbrojeniowej.
Amunicja na pięć dni? Nie do końca
W ostatnich tygodniach w mediach pojawiły się alarmujące doniesienia, jakoby Polska dysponowała zapasami amunicji jedynie na pięć dni wojny. Kukuła odniósł się do tych informacji z chłodnym spokojem: To duże uproszczenie. Faktycznie, są kategorie amunicji, w których brakuje zapasów – ale nie oznacza to całkowitego paraliżu.
Jednym z powodów tych braków jest wsparcie dla Ukrainy – Polska przekazała dużą część swoich zasobów amunicji walczącym sąsiadom. Drugi powód to powolna reakcja krajowego przemysłu, który nie nadąża z uzupełnianiem zapasów. Jednak – jak zapewnia generał – wiele typów amunicji pozwoli Polsce prowadzić działania wojenne choćby przez długie miesiące.
Największy problem dotyczy wspomnianej amunicji 155 mm, bez której nowoczesna artyleria nie funkcjonuje efektywnie. Na szczęście – jak podkreślił Kukuła – finansowanie zwiększenia produkcji zostało już zabezpieczone, a jedyną przeszkodą pozostaje teraz czas.
Więcej na Spider’s Web:
Polski przemysł zbrojeniowy: czas na poważną transformację
W kontekście rosnących potrzeb pojawia się pytanie: czy Polska Grupa Zbrojeniowa (PGZ) jest gotowa do tak dużych wyzwań? Ostatnia dymisja prezesa PGZ wywołała sporo emocji, ale generał Kukuła zachował dyplomatyczny ton. Wyraził jedynie nadzieję, iż nowy prezes jak najszybciej rozpocznie transformację PGZ, tak aby nadążała za potrzebami modernizującego się wojska.
Potrzebujemy ciągłości w zarządzaniu i przywództwie – zaznaczył.
To nie są puste słowa. Do 2035 r. Polska planuje stworzyć 300-tysięczną armię, złożoną z żołnierzy zawodowych i ochotników Wojsk Obrony Terytorialnej. Bez nowoczesnej produkcji sprzętu w kraju, ten plan może okazać się mrzonką. Dlatego dziś najważniejsze jest, by pieniądze podatników trafiały do polskich fabryk, a nie tylko do zagranicznych koncernów.
Europa bez USA? Jeszcze nie teraz
Na koniec generał odniósł się do pytania, które zadaje sobie dziś wielu obserwatorów geopolityki: czy Europa jest w stanie wspierać Ukrainę bez pomocy USA? Odpowiedź Kukuły była klarowna: na razie – nie.
Przemysł zbrojeniowy na Starym Kontynencie wciąż odbudowuje swoje możliwości. Ale jeżeli utrzymamy obecne tempo, to w perspektywie kilku lat sytuacja może się diametralnie zmienić.
Pięć lat. Tyle mamy czasu
Generał Wiesław Kukuła nie powiedział, iż wojna wybuchnie w 2030 r. Powiedział, iż według analiz wywiadowczych to realny horyzont czasowy, w którym Polska musi być gotowa na najgorszy scenariusz.
I choć ta perspektywa może przerażać, to właśnie teraz jest czas, by działać. Bez paniki, ale z pełną mobilizacją. Bo pięć lat w świecie wojskowości to bardzo mało. A bezpieczeństwo nie jest czymś, co można zostawić na ostatnią chwilę.