
Sprawdziliśmy się na niełatwym stanowisku, więc teraz czas na nowe obowiązki – w sklepach będziemy odpowiedzialni za pilnowanie porządku.
Jak informuje BBC, sieć marketów Iceland będzie nagradzać brytyjskich klientów, którzy zgłoszą obsłudze przypadki kradzieży. Na kartę lojalnościową trafi 1 funt za każdy taki przypadek.
Według szacunków firmy, sieć na kradzieżach traci choćby 20 mln funtów rocznie. Paradoksalnie zwalczanie złodziejaszków leży nie tylko w interesie właścicieli. Klienci też cierpią, bo przez straty sklep nie może wprowadzać obniżek. Tak przynajmniej przekonują przedstawiciele firmy.
A skoro kupujący chcą promocji, to niech sobie na nie… zapracują
Rzecz jasna nie chodzi, aby samemu obezwładniać kieszonkowców. Klienci, niczym przykładni obywatele, mają tylko zgłaszać incydenty obsłudze.
Teoretycznie sieć chce po prostu nagradzać klientów za obywatelską postawę. Niektórzy powiedzą, iż to powinna być norma – widzimy występek i informujemy kogo trzeba, postępując w zgodzie z sumieniem. I tak pewnie nieraz bywa, ale w tym przypadku pojawia się motywacja, by zwiększyć czujność. Uważniej obserwować to, co dzieje się wokół nas. Nie skupiać się wyłącznie na sobie i przysługującym promocjach. Myśleć o wspólnym dobru. Interesie nie swoim, a społeczeństwa firmy.
Czyli trzeba robić to, czym zajmują się profesjonalni ochroniarze
Wszystko składa się w logiczną całość. Skoro klienci w sklepach już pełnią funkcję kasjerów, to czemu by nie rozszerzyć ich zadań?
Pracujemy na czarno, bez żadnej umowy, dla największych hipermarketów. Wyjmujemy napoje ze zgrzewek, a gdy na kasie się pomylimy, to przychodzi do nas pracownik sklepu, żeby nam wskazać, gdzie popełniliśmy błąd. Wiecie jak się to nazywa? Szkolenia nowego pracownika (…) Znam na pamięć większość pieczywa w sklepach i wiem, gdzie są ich ikony na ekranie kasy samoobsługowej. Ba! Ostatnio choćby przy zwykłej kasie pokazałem kasjerce, jaką bułkę musi kliknąć, bo sama nie mogła jej znaleźć. Wtedy zrozumiałem, iż awansowałem w tej niepisanej hierarchii. Już nie jestem szarym pracownikiem, mam kompetencje prawie jak zastępca kierownika sklepu. To była chwila mojego awansu. Niestety ludzie nie gratulowali, nie bili braw. Po prostu patrzyli z niecierpliwieniem jak instruuję kasjerkę, iż to mini bułeczki z jabłkiem, a nie jagodzianki – pisał Paweł Grabowski.
Mój redakcyjny kolega zwracał uwagę, iż dzięki temu sprytnemu zabiegowi – sami chcemy kasować produkty, bo tak jest szybciej i wygodniej, choć… już nie zawsze – firmy oszczędzają na pracownikach. Nie muszą zatrudniać kasjerów, którzy będą opiekować się stanowiskami tak, by każdy klient mógł gwałtownie liczyć na pomoc. Wystarczy jeden, góra dwóch. Biegają od jednej kasy do drugiej, wykonując obowiązki dawniej powierzane kilku pracownikom. W końcu w większości przypadków klienci dadzą sobie radę i poprawnie nabiją produkty, zastępując tym samym tych, którym za tę samą robotę trzeba byłoby wcześniej płacić.
Brytyjska sieć idzie krok dalej – w podobny sposób, jak zostaliśmy wyszkoleni na kasjerów, będziemy pracować jako ochroniarze. Kaptur i szeroka bluza zwrócą uwagę. Na początku klienci może będą niepewni i przewrażliwieni, zwykłe zawahanie potraktują jako wyczekiwanie na okazję, ale tak będzie tylko na początku. gwałtownie zrozumieją, z którego działu najczęściej znikają produkty. Zaczną zauważać, które przedmioty stają się pożądane i wymagają dodatkowej ochrony. Wyuczą się ruchów kieszonkowców tak, jak poznali układ pieczywa na ekranie kasy samoobsługowej. A to wszystko za jednego funta. Sprytne, prawda?
Funkcję ochroniarza miały pełnić kasy samoobsługowe, ale zawiodły
Systemy łatwo dawało się oszukać, więc niektóre sklepy na zachodzie albo wycofały się z rozczarowującego projektu, albo ponownie zatrudniały kasjerów czy ochroniarzy, aby pilnowały porządku. Z oszczędności nici. Automatyzacja nie zapewniła wyczekiwanych zysków. Co więcej, ciągle trzeba dokładać, testować, wydawać pieniądze na nowe pomysły. W Wielkiej Brytanii kradzieże stanowią coraz większy problem, więc sklepy próbują jeszcze stawiać na nowe kamery, które obserwują klientów z różnych perspektyw.
Po co jednak wydawać pieniądze na kolejne systemy, które dalej mogą być zawodne, skoro można wesprzeć się pracą człowieka. Ale już nie pracownika, a klienta.
Współczesna dystopia rozgrywa się w sklepach. Czujniki i kamery śledzą ruchy, ale to za mało. Trzeba więc stworzyć społeczeństwo, które pilnuje siebie nawzajem. Nie traktuje drugiego jako potencjalnego złodzieja, ale sprawdza. Kontroluje, bo ma wątpliwości. Jest cały czas czujne. I nieufne.
Na razie to program tylko jednej z sieci, ale nie zdziwiłbym się, gdyby pomysł rozszerzyłby się też na inne sklepy. W końcu skoro klienci zaakceptowali pracę kasjerów, to zgodzą się również pilnować porządku.