Nie polecieli, bo nie słyszeli komunikatów. Polskie lotnisko zaskoczyło pasażerów

konto.spidersweb.pl 1 dzień temu

Polskie lotniska coraz częściej ograniczają liczbę komunikatów głosowych. Coś, co dla niektórych jest pożądaną zmianą, dla innych stało się powodem przegapienia podróży.

Historię pasażerki i jej synów opisuje bielskobiala.wyborcza.pl. Relacjonująca swoją nieudaną podróż kobieta zaznacza, iż na lotnisko w Balicach dotarła znacznie wcześniej. Rodzina usiadła z dala od swojej bramki i w takim miejscu, z którego nie widać było ekranu wyświetlającego informacje. Czekali więc na komunikat głosowy, ale ten nie nadszedł w związku z ograniczeniem „chaosu komunikacyjnego”.

Coraz więcej polskich lotnisk decydują się na taki krok

Od stycznia większość komunikatów emitowanych z głośników w terminalu pasażerskim w gdańskim porcie została wyłączona.

– Wprowadzamy lotnisko bez komunikatów, aby dać naszym pasażerom komfort i spokój przed podróżą, by nie musieli słuchać wielu ogłoszeń, które nie dotyczą ich lotów. To ograniczy hałas w terminalu i da możliwość skupienia się na odpoczynku czy pracy. Chcemy uczynić podróżowanie bardziej relaksującym doświadczeniem dla pasażerów. Wierzymy, iż pomoże to także osobom, które bardzo źle znoszą hałas – tłumaczył Tomasz Kloskowski, prezes Portu Lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy.

Podkreślono, iż wszelkie niezbędne informacje – takie jak te otwarciu odprawy biletowo-bagażowej czy numerach check-in i gate’ów – dostępne będą wyłącznie na ekranie.

Podobną decyzję już wcześniej podjęto na warszawskim lotnisku Chopina. „Czasami mniej znaczy lepiej! Zamiast komunikatów głosowych podawanych przez system nagłośnieniowy lotniska, część z nich jest prezentowana na wyświetlaczach systemu informacji lotniskowej FIDS” – zaznaczał port.

Nie wszystkim pasażerom się to podoba. „Trzeba będzie zrezygnować z picia kawy lub drobnych zakupów, bo ważniejsze będzie nerwowe wpatrywanie się w ekran w oczekiwaniu na wasze anonse” – piał jeden z komentujących na Facebooku. Drugi dodawał z kolei, iż „port lotniczy to dworzec”, a skoro tak, to „pasażerowie mają prawo być informowani o pracy tego miejsca”.

Portal bielskobiala.wyborcza.pl opisując przypadek kobiety, która spóźniła się na samolot, bo czekała na komunikaty głosowe mające nigdy nie nadejść, nazwała ją ofiarą ciszy.

Moim zdaniem podróżna jest raczej ofiarą hałasu

Łatwo wyzłośliwiać się, iż pasażerka sama jest sobie winna. W końcu niezbędne dane były wyświetlane na ekranie. Wystarczyło wstać i sprawdzić. Wręcz można pozazdrościć jej spokoju – każdy, kto na lotnisku czy dworcu jest długo przed czasem i obsesyjnie sprawdza, czy na pewno wszystko się zgadza, pewnie wie, co mam na myśli.

Pasażerka jest jednak symbolem tego, do czego przyzwyczaił nas hałas. Podobnie jak jeden z cytowanych wcześniej komentujących na Facebooku. Skoro jesteśmy na lotnisku, to ma być głośno! Mamy być zalewani komunikatami, być pod prądem, cały czas czujni. W końcu za chwilę może wybrzmieć „uwaga! Uwaga!”, a my to przegapimy.

Dlatego nasłuchujemy, próbując wyłapać z lawiny dźwięków, o co chodzi. Komunikaty niby są głośne, ale inni pasażerowie również, bo przecież muszą przebić się przez nadawaną informację. Błędne koło.

Kiedy wreszcie ktoś próbuje nas od tego uwolnić, nagle okazuje się, iż nie wszyscy są na to gotowi. Stan naturalny to taki, kiedy atakują nas wszelkie możliwe dźwięki. Hałas to normalność.

Ale nie tylko hałas. Podobnie jest ze światłem. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, iż musi być jasno, dlatego pomnik o 3:00 w nocy w małej miejscowości jest stale widoczny. Podobnie jak stadion w mieście, chociaż nie ma takiej potrzeby. „Światło świadczy o bogactwie” – pisał Johan Eklöf, autor „Manifestu ciemności”. Zgasić to przyznać się do problemów. Oho, ciemno, zaciskają pasa.

Wyobraźmy sobie wejście do galerii handlowej, w której nie gra muzyka

Przez cały czas jest cicho. I nie atakuje nas ostre, jasne światło. Wielu pomyślałoby, iż coś się zepsuło. Może poczułoby się nieswojo.

Niby coraz częściej sklepy wprowadzają tzw. ciche godziny. Przez jakiś czas w ciągu dnia muzyka jest wyciszona, podobnie jak komunikaty głosowe, informujące głównie o promocjach. Organizatorzy takich akcji tłumaczą, iż wprowadzają je przede wszystkim z myślą o osobach ze spektrum autyzmu. To rzecz jasna dobry i zrozumiały ruch – wreszcie myśli się o tych, którym nadmiar bodźców w codziennym życiu znacząco utrudnia funkcjonowanie.

Jednocześnie jednak takie akcje zakładają, iż nadmiarowy hałas w pozostałych porach jest czymś naturalnym, adekwatnym i normalnym. Tymczasem tak nie jest. Czy nie każdy z nas chce odrobiny spokoju, wytchnienia, przerwy od tumultu? Co z pracownikami, którzy dzień w dzień muszą wysłuchiwać trzech powtarzających się w kółko utworów i tych samych entuzjastycznie przekazywanych wieści o tańszych pomidorach, o ile jest się użytkownikiem aplikacji?

Normalnością nie powinno być oczekiwanie na samolot w ciągłym tumulcie – nasłuchując komunikatu, który będzie próbował przebić się przez ścianę rozmów i muzyki płynącej ze sklepów i restauracji. Właśnie dlatego jeszcze bardziej potrzebujemy ograniczania dźwięków – nie tylko w portach, na dworcach, ale i sklepach czy innych miejscach publicznych. Musimy przestać być ofiarami hałasu. I zacząć być nagradzani ciszą.

Zdjęcie główne: Tupungato / Shutterstock

Idź do oryginalnego materiału