Test KTM Gravelator 2026 – sport spotyka codzienność

magazynbike.pl 1 tydzień temu

KTM wchodzi w sezon 2026 z kolekcją, która redefiniuje jego podejście do graveli i rowerów typu allroad. Dwanaście nowych modeli, od 899 do 6799 euro (nie mamy jeszcze wszystkim polskich, stąd waluta EU), ma pokryć pełne spektrum zastosowań – od solidnego roweru do codziennej jazdy po maszynę zdolną wygrywać zawody. I to nie tylko w teorii, dowód już jest. Max Foidl, fabryczny zawodnik KTM, zwyciężył na Gravelatorze w długim dystansie legendarnej Salzkammergut Trophy, udowadniając, iż nowa konstrukcja ma nie tylko marketingowy pazur, ale i realny potencjał wyścigowy (tak, Trophy ma też w tej chwili wariant gravelowy!)

Dwie platformy, jeden cel

Nowa generacja powstała na bazie dwóch zupełnie nowych ram: karbonowej i aluminiowej. Pierwsza jest wyraźnie sportowa, lekka, “zorientowana na wydajność” i maksymalną precyzję. Druga – aluminiowa – to wszechstronny fundament, pomyślany z myślą o podróżnikach, bikepackerach i tych, którzy cenią solidność oraz rozsądek w relacji ceny do możliwości.

Ale uwaga – każda z nich jest zdecydowanie inna niż bezpośredni poprzednik, czyli X-Strada, gdzie te pokrewieństwa z sportową soszą były wyrażne.

Detale, które mają znaczenie

Projektanci nie oszczędzali na funkcjonalności. Widać to po ilości mocowań – zarówno na ramie, jak i na widelcu oraz górnej rurze. W praktyce oznacza to pełną dowolność dla bikepackerów: można zamontować torby, błotniki, bagażniki, a choćby boczną stopkę. Dla tych, którzy planują jazdę z oświetleniem, KTM przewidział wewnętrzne prowadzenie przewodów pod zasilanie oświetlenia.

Karbonowa rama idzie o krok dalej – ma zintegrowany schowek w dolnej rurze, w komplecie z dedykowaną torbą, która eliminuje hałas i pozwala bezpiecznie przewozić dętki, naboje CO₂ czy multitoola. W dwóch najwyższych modelach, Gravelator Exonic i Gravelator Prime, KTM dodaje narzędzie HUT – Helpful Universal Tool, znane z serii Scarp. To sprytny multitool z 13 funkcjami, ważący zaledwie 73 gramy, który mieści się w konstrukcji ramy.

Aluminiowy Gravelator – siła prostoty

Wersje aluminiowe zasługują na osobny akapit, bo KTM potraktował je nie jak kompromis, ale jak alternatywę. Nowa rama z potrójnie cieniowanego aluminium 6061 jest zupełnie nową konstrukcją, nie powielającą starej X-Strady (Gravelator nie istniał). Ma bardziej zwartą geometrię, krótszy przód i wyższy widelec karbonowy F17, co – w uproszczeniu i uproszczeniu – poprawia kontrolę na luźnym podłożu. Rury są cieńsze, spawy delikatniejsze, a linia całości – czystsza i bardziej sportowa.

To konstrukcja zaprojektowana – i to widać – z myślą o realnym użytkowaniu: o codziennych trasach, o wyjazdach z bagażem, o długich weekendach w terenie. Aluminiowy Gravelator nie udaje karbonu – jego przewagą jest odporność i pewność prowadzenia. KTM oferuje tu kilka poziomów osprzętu, od budżetowego Gravelatora 25 z napędem Shimano CUES 1×11 (5599 zł) po Gravelatora 10 z GRX 2×12 (6899 zł), który celuje w sportowe tempo bez rezygnacji z uniwersalności. Dla tych, którzy chcą jeździć codziennie, jest też wersja 20 LFC, wyposażona fabrycznie w błotniki, światła i bagażnik.

Ile to waży? Gravelator 10 11,2 kg, Gravelator 25 11,6 kg. Obydwie wagi bez pedałów, sami rowery ważyliśmy.

Wrażenie jest jedno – to nie drugi garnitur, ale osobna linia o własnym charakterze. Rower stabilny, neutralny, wygodny, z dużym prześwitem na opony 45 mm, który sprawdzi się zarówno z lekkim bagażem, jak i w codziennym użytkowaniu – takie są założenia. W rękach doświadczonego bikera potrafi jednak pokazać pazur – o tym więcej za chwilę.

Czekając na karbon

Zanim przejdę do aluminiowych, które już dokładnie zbadałem, jeszcze chwila o karbonie. Nowe Gravelatory z kompozytów zwracają uwagę nie tylko techniką, ale i designem. W ofercie znajdziemy dwa zupełnie różne kierunki stylistyczne: stonowany, elegancki Bright Teal z subtelnym wzorem oraz retro-inspirowany lakier w odcieniach mięty i fioletu, który wprowadza świeżość bez przesady. Od listopada dostępny będzie także sam frameset, czyli rama z widelcem, dla tych, którzy chcą zbudować własną wersję roweru od podstaw.

KTM Gravelator Prime

Zakres rozmiarów obejmuje pięć wariantów – od 49 do 59 cm, a wyposażenie waha się od grup Shimano CUES przez GRX po SRAM XPLR AXS. Dla fanów prostoty dostępne są napędy 1× z prowadnikiem łańcucha, dla purystów szosowych – konfiguracje 2×.

Nowa tożsamość gravela

W tej kolekcji czuć, iż KTM nie goni ślepo za trendami – raczej proponuje własną interpretację gravela, opartą na realnych potrzebach. Cieszy wyraźne odświeżenie kategorii, dotyczy to nie tylko kolorów. Z jednej strony mamy lekki, karbonowy model stworzony do ścigania, z drugiej – aluminiowy, przystosowany… do życia, podróży i codziennych dojazdów. Oba łączy wspólny język: czysta linia, dopracowane detale i geometria, która nie męczy.

KTM Gravelator 10
KTM Gravelator 25

I choć w gamie znajduje się aż dwanaście wariantów (wliczając w to pokrewną kategorię allroad), to w centrum uwagi pozostają te, które najlepiej łączą oba światy – Gravelator 10 i Gravelator 25. Pierwszy ze względu na napęd będzie odrobinę bardziej sportowy, drugi – prosty i trwały. To na nich KTM pokazuje, iż potrafi zbudować rower, który nie udaje niczego więcej, niż jest – solidny, nowoczesny i gotowy na każdą drogę. Karbonowe modele przywołuję jednak nie bez powodu – to na ich tle widać różnicę, choćby na pierwszy rzut oka. Spójrzcie na zdjęcia powyżej, gdzie pierwszy jest karbon

Koniec teorii – czas na jazdę

Dwa identyczne rowery różniące się tylko osprzętem. Resztę detali można zbagatelizować – bo opony Reaver i Rambler Maxxisa są podobne. Do tego ten sam rozmiar ramy – S. Nic więc dziwnego, iż jeżdżąc na obydwu miałem wrażenie deja vu, bo różnice były niewielkie, choć jednak odczuwalne. I przede wszystkim w pamięci miałem poprzednie modele KTM-a – tam różnica była naprawdę duża.

W nowych Gravelatorach przyjmujemy nie tylko wygodniejszą, bardziej wyprostowaną pozycję, ale też krótszą – ramy są wyraźnie bardziej kompaktowe. Przód jest wyżej, kierownica bliżej kierującego, a tym samym siedzi się, nie bójmy się tego słowa, po prostu wygodniej. Mostek i kierownica mają klasyczną konstrukcję z kolumną podkładek, więc korekta pozycji jest łatwa.

Testowałem obydwa modele zgodnie z ich przeznaczeniem – turystycznie, ale też w terenie. Na dzikich singlach sprawdzałem zwrotność, reakcję i pracę napędów. I tu mam dwie wiadomości. Ku mojemu zdziwieniu, bardziej przypadł mi do gustu tańszy model na napędzie Shimano CUES 1×11. choćby jeżeli GRX to sprawdzona marka, to CUES pozytywnie mnie zaskoczył.

To nowość, której Shimano – jak zwykle – nie potrafiło dobrze wypromować. Bo fakt, iż mamy napęd 1×11, to tylko połowa historii. CUES działa w systemie LinkGlide: zębatki i łańcuch są grubsze, a więc trwalsze. Nie są kompatybilne z HyperGlide, ale w zamian dostajemy napęd odporny na zużycie, pozwalający zmieniać biegi pod obciążeniem w dowolnym momencie. Nie ma tu pomyłek – zmiana wchodzi zawsze i pewnie.

Z przodu zębatka 42T, z tyłu kaseta 11–50T. Zakres jest szeroki, a przejścia między biegami płynne. Dla tych, którzy jeżdżą bardziej sportowo, lepszy będzie GRX 2×12 – z gęstszą kasetą i mniejszymi skokami. Ale dla większości użytkowników, ceniących prostotę i bezobsługowość, CUES będzie wyborem bardziej logicznym.

Na pochwałę zasługują też manetki i klamki CUES – ergonomiczne, o kształcie inspirowanym GRX, z poprawionym chwytem i lepszą kontrolą w dolnym uchwycie.

Komfort i praktyczność

Nowy Gravelator oferuje wygodniejszą pozycję niż wcześniejsze KTM-y, ale pamiętajmy, iż to aluminium. Dobrze, iż producent zastosował od razu opony 45 mm, choć ja poszedłbym krok dalej. jeżeli tylko znajdziecie lekko toczący się model 50 mm, a rama na to pozwoli – warto spróbować. Aluminium jest sztywne i przenosi drgania, więc szeroka opona i odpowiednio dobrane ciśnienie robią ogromną różnicę.

Tu warto posiłkować się kalkulatorem ciśnienia (np. Zippa) lub sięgnąć po sztycę o adekwatnościach tłumiących, jak Canyon VCLS czy Redshift. W gravelu to właśnie opony w największym stopniu decydują o komforcie i charakterze jazdy.

Na plus: mnogość punktów montażowych (także na widelcu), klasyczny mostek i okrągła kierownica, które pozwalają łatwo dopasować torby i akcesoria. Opadająca górna rura ułatwia zsiadanie i wsiadanie w trudniejszym terenie. Przy mocno obciążonym rowerze doceniłbym też sztycę opuszczaną, nie dla efektu, ale czysto praktycznie – by łatwiej manewrować, a czasem po prostu… zejść z roweru.

Podsumowanie

Nowy KTM Gravelator 2026 to przykład, iż można połączyć sportowe DNA z użytkową codziennością. Austriacy nie próbowali stworzyć gravela „dla wszystkich” – zaproponowali dwa kierunki: karbonowy, wyścigowy i lekki, oraz aluminiowy, solidny, stworzony do życia, podróży i codziennych wyjazdów. Oba łączy wspólny język – czysta linia, dbałość o detale i geometria, która nie męczy.

Największe zaskoczenie? To, iż tańszy wariant na CUES okazał się przekonujący. Działa płynnie, precyzyjnie i ma wszystko, czego trzeba w gravelu – prostotę, trwałość i skuteczność.

Gravelator nie udaje niczego więcej, niż jest. To po prostu dobrze zaprojektowany, nowoczesny i uczciwy rower, który można polecić zarówno początkującym gravelowcom, jak i tym, którzy chcą po prostu jeździć – daleko, wygodnie i bez stresu.

Tekst i zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski

Artykuł powstał w ramach płatnej współpracy reklamowej z ktm-rowery.pl, oficjalnym dystrybutorem rowerów KTM w Polsce

Idź do oryginalnego materiału