XC w świecie enduro – najczystsza forma underbikingu

magazynbike.pl 1 tydzień temu

Dlaczego? Bo dlaczego nie. Underbiking na rowerze XC w terenie enduro to nie jest szaleństwo. W czasach, gdy enduro urosło do osobnej dyscypliny z własną geometrią, własną filozofią i rowerami, które wybaczają niemal każdą pomyłkę, zabranie lekkiego, filigranowego XC w ich świat działa jak reset. Odziera jazdę z ochronnych warstw zawieszenia i agresywnych kątów, odsłaniając coś, co wielu z nas dawno zgubiło: czyste, niepodrabialne czucie terenu.

Czy to w ogóle ma sens? Nie wiem, ale… znów się zadziało. To uczucie, gdy pierwszy raz stajesz na starcie zjazdu, który znałeś z „pełnego enduro”, ale tym razem pod tobą jest rower o połowę lżejszy, z widelcem 100 mm i kątem główki, który jeszcze dekadę temu wszyscy uważali za normalny. Wszystko jest nagle ostrzejsze.

Kamień to już nie obły element krajobrazu, tylko realne zagrożenie. Każdy korzeń przypomina, iż masa bywa twoim sprzymierzeńcem – gdy jesteś na ekektryku. A każdy zakręt – iż na XC nie można w niego „wpaść” ot tak, można go tylko przejechać lekko, czysto i z pełną precyzją.

To właśnie ta precyzja jest największą różnicą. Rower enduro pozwala jechać na skróty, przelatywać przez błędy, gasić emocje amortyzacją i trakcją. XC nie zna litości. Nie ma drugiej szansy. jeżeli źle ustawisz ciało, przód odskoczy. jeżeli za sztywno złapiesz kierownicę, tył zacznie tańczyć. I nagle odkrywasz, iż jedziesz… lepiej. Lżej. Z większym zrozumieniem własnych ograniczeń. Rower, który powstał do ścigania na pełnym gazie po trasach godnych pucharu świata, zmusza cię do jazdy mądrzejszej. Uczy, jak dawkować prędkość, jak czytać teren trzy zakręty do przodu, jak wykorzystywać każdy centymetr skoku, jak pracować nad sobą bardziej niż nad rowerem.

W terenie enduro rower XC działa jak weryfikator. Pokazuje, czy naprawdę potrafisz jeździć, czy tylko korzystasz z komfortu, jaki daje nowoczesna geometria. I to jest chyba w nim najpiękniejsze: ten rodzaj szczerości, który współczesne MTB trochę zgubiło. jeżeli przejedziesz sekcję techniczną na rowerze XC – przejedziesz ją na wszystkim. jeżeli nie dasz rady – wiesz dokładnie, dlaczego. Nie zrzucisz winy na opony, kąt główki ani brak skoku.

Jest w tym też coś nostalgicznego. Echo dawnych czasów, gdy każdy zjazd – choćby na łatwej trasie – był przeżyciem. Underbiking na XC przywraca te emocje, choćby jeżeli „kiedyś” oznacza jazdę na MTB od dwóch lat. Przyspiesza tętno, wyostrza zmysły, przypomina, iż rower górski nie musi być ciężki, agresywny i „gotowy na wszystko”, żeby dawać euforia w trudnym terenie. Może być lekki, kruchy i trochę nie na miejscu – i właśnie wtedy pokazuje pełnię charakteru.

A kiedy wracasz potem na pełne enduro, masz wrażenie, jakby ktoś dał ci supermoce. Linia, która wcześniej była „po prostu trudna”, staje się płynna. Drop, który budził respekt, nagle jest tylko kolejnym elementem krajobrazu. Bo jeżeli dasz radę na rowerze XC, to na enduro jesteś kimś zupełnie innym – bardziej pewnym siebie, bardziej świadomym, bardziej precyzyjnym.

Dlatego underbiking w wersji XC udającej enduro nie jest kaprysem. Powiedziałbym, iż świadomym wyborem? W naszym przypadku zdecydowanie nie był! Jest… ciekawością. Jest lekcją pokory i techniki. I jest jedną z najbardziej wartościowych rzeczy, jakie możesz zrobić dla swojej jazdy – albo po prostu dla siebie. To powrót do korzeni MTB, do prostoty, w której liczy się nie to, co masz pod sobą, ale to, co potrafisz z tym zrobić.

W rolach głównych trasy enduro okolic Michałowic i Ślęży, od Kity i Małego Michałka po Żmiję i Czarta. A tych min nie da się podrobić! Tray na Ślęży przejezdne – jak widać. Leży parę gałęzi, ale kto by się tym przejmował.

Tekst: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Justyna Jarczok, Grzegorz Radziwonowski

Idź do oryginalnego materiału