Zapewne wielu z Was widziało albo też podpisało petycję o zmianę w przepisach ruchu drogowego, mówiącą o zwiększeniu obowiązkowej odległości przy wyprzedzaniu. Nalepki z hasłem „1,5 metra ratuje życie” od dawna są popularne i kolportowane przez wiele firm. I oto przyszła oficjalna odpowiedź na tę petycję (link). TOdpowiedź, która sama w sobie stanowi kuriozum. Zresztą zobaczcie jej streszczenie sami.
Szanowni Państwo,
otrzymałem odpowiedź Ministerstwa Infrastruktury na naszą petycję. Niestety – jest to odpowiedź odmowna. Pismo jest długie, ale jego najważniejsze przesłania są takie:
- obecne minimum, czyli 1 metr, wystarczy, bo w przepisie widnieje też słowo „bezpieczny odstęp”
- wprowadzenie przepisu spowodowałoby, iż kierowcy musieliby zmieniać pas ruchu, na niektórych drogach wyprzedzenie rowerzysty byłoby niemożliwe, a to źle wpłynęłoby na płynność ruchu
- brak przesłanek i argumentów za zmianą przepisu
Pismo podpisała Anna Kowalczyk, Zastępca Dyrektora Departamentu Transportu Drogowego Ministerstwa Infrastruktury.
Od siebie dodam komentarz: teraz mamy czarno na białym, iż życie i zdrowie niechronionych uczestników ruchu jest dla Ministerstwa Infrastruktury mniej ważne niż owa sławetna płynność ruchu. Zaskoczenie jest niewielkie, ale smutek – ogromny.
Trzymajcie się!
Czy to mnie dziwi? Niespecjalnie. Jakże wpisuje się to w nasz polski sposób jazdy, a szerzej – w mentalność. Wystarczy przeczytać komentarze pod dowolnym wypadkiem drogowym z udziałem rowerzysty, by się dowiedzieć, iż to on jest winny. Bo po co w ogóle był na drodze?
Przykłady można mnożyć setkami. Oto cytat sprzed kilku dni, po śmiertelnym wypadku, w którym samochód potrącił kolarza:
„Jaki jest sens jechać rowerem przez Modliszówkę, gdy nie jest się zawodowym kolarzem, szczególnie o takiej godzinie? Droga bardzo wymagająca fizycznie, kręta, tłoczna, pewnie techniczna szczególnie na rowerze z górki w zakrętach. Można sobie na spokojnie pojechać przez Witoszów górny/dolny, mniej uczęszczana, na pewno bezpieczniejsza. Mi by choćby przez głowę nie przeszło, żeby się tam rowerem pchać.”
Źródło: Świdnica24.pl
Jakby człowiek jadący na rowerze magicznie miał mniejsze prawa niż ten w samochodzie.
I tak, są na to sposoby, by tę sytuację zmienić, choć to trudniejsze niż mentalność. W ten sam magiczny sposób ci sami Polacy w Czechach jeżdżą wolno, jak wszyscy, w terenie zabudowanym – bo wiedzą, iż mandaty są drakońskie. Jakoś ministerstwo na to nie wpadło, iż odpowiedź mogła być w stylu – „Zgoda, zróbmy to. Do szybkiej jazdy mamy sieć ekspresówek, oplatający cały kraj, w zakorkowanych miastach rower to wygodny i nie stojący w korkach środek transportu, który trzeba wspierać.”
Zdjęcie pochodzi ze strony na FB facebook.com/1m50szacunku/ i celnie oddaje sens odrzuconej propozycji. Trafiłem na nie szukając ilustracji do wpisu.