To pytanie pojawiło się w mojej głowie, gdy kończyliśmy wspinaczkę na Kozią. Chcieliśmy zdążyć tuż przed zmrokiem, by zjechać Twisterem — kultowym, zmęczonym lekko w bandach, pamiętającym czasy, gdy enduro było w rozkwicie. A jednak kultowy podjazd był pusty. W sumie nic dziwnego — zaraz miało zrobić się ciemno.

Kilka dni wcześniej rozmawialiśmy o teorii długiego ogona i o tym, jakie typy rowerów dziś faktycznie cieszą się popularnością. Wspominałem o liderach, którzy wyznaczają trendy i pociągają za sobą tłumy. Najpierw to oni wciągnęli wszystkich w enduro, później w gravela. Teoria mówi, iż po pierwszym boomie następuje fala naśladowców, a potem — gdy liderzy pójdą w inną stronę — zostaje długi ogon. Ci, którzy przez cały czas chcą spróbować czegoś nowego, choć moda jest już gdzie indziej.
Śpimy jak zwykle na kempingu Ondraszek. Miejsce idealne — tuż obok Błoni i centrum Enduro Trails, od lat nieformalny punkt spotkań całego środowiska. w okresie często nie dało się tu znaleźć wolnej parceli. A teraz? Sierpień, pogoda dobra, a pół kempingu puste.
Z ciekawości pytamy naszych znajomych, Asię i Jarka, gdzie się wszyscy podziali. Bo już pierwszego wieczoru poszliśmy do Bike Baru, zakładając, iż jak zwykle spotkamy znajomych z tras. Nie spotkaliśmy nikogo. Za to parę osób przyszło na pizzę czy hamburgera. Asia tylko się uśmiechnęła – przynajmniej tak myślę, iż pewnie zrobiła to z drugiej strony messengera: „W Bielsku na ścieżkach ludzi nie ma — i bardzo dobrze. Wszyscy są w Szczyrku. Bo bikepark”.
I wtedy te wszystkie refleksje złożyły się w jedną. Co z tym podjeżdżaniem? Czy rzeczywiście MTB zrobiło się jak narty? Że jedziemy tylko do bikeparku, kupujemy karnet i kręcimy się po wyciągu? Czy ktoś jeszcze w ogóle podjeżdża?
PS tak wiem, iż są elektryki. Ale to taki wyciąg, czy nie? Tak, pod Kozią minęła nas para na elektrykach – on był bez kasku…