
Na platformie Crowd Supply trwa zbiórka na realizację projektu Diptyx E-Reader.
To czytnik, który zauważymy od razu – dwa ekrany, składane jak książka, dzięki czemu nie potrzebujemy okładki. Projekt ma wyróżniać to, iż w całości będzie „otwarty”, ułatwiając naprawę czy dostosowanie do własnych potrzeb przez (własne) oprogramowanie.
Ogólnie wygląda to trochę jak dwa czytniki włożone w okładkę obok siebie. Tak prezentuje się złożony.

Tu można podejrzeć film promocyjny projektu:
Taka jest specyfikacja:
- Procesor: ESP32-S3-N16R8
- Ekrany 2× 5.83″ 648×480 E-Ink
- Pamięć: karta SD 2 GB (chyba wewnętrznej pamięci nie ma)
- Baterie: 2× 1500 mAh Li-Po
- Rozmiary (złożone): 120×150×14 mm
- Rozmiary (rozłożone): 226×150×14 mm
- Waga: 300 g
Każdy z ekranów ma rozmiary 5,84″ i rozdzielczość 648×480. To bardzo mało, bo ledwie 137 ppi – mniej niż np. pierwsze czytniki Kindle (167 ppi). Zresztą choćby na fragmencie udostępnionego zdjęcia widać postrzępioną czcionkę.

Ekrany nie są dotykowe, a obsługa możliwa jest przy pomocy klawiszy fizycznych. Nie ma też mowy o podświetleniu ekranu. Wi-Fi na czytniku jest, ale w domyślnym oprogramowaniu ma być nieaktywne.
Producentem czytnika jest firma (?) Diptix z Holandii. Cena czytnika ma wynosić 230 dolarów + wysyłka $5,99. No i ewentualne cło, bo nie wiem skąd wysyłka.
Podsumowanie
Czy warto zainteresować się tym czytnikiem? Pomijając oczywiście ryzyko „niedowiezienia” projektu, osobiście nie uważam, aby dwa ekrany o słabej rozdzielczości, z prawdopodobnie surowym oprogramowaniem były zachętą dla kogoś kto po prostu czyta.
Na pewno zaletą konstrukcji jest jest „otwartość” i możliwość dostosowania do własnych potrzeb, co być może przyciągnie entuzjastów tworzenia oprogramowania.
Nie jest to pierwszy tak projekt. Od paru lat istnieje PineNote – otwartoźródłowy tablet oparty na Linuksie , o którym pisałem w 2021. Od pewnego czasu można go ponownie kupić. Obserwuję na Mastodonie jedną z polskich użytkowniczek – walczy, ale daje radę.
Z kolei rok temu pisałem o piEreader – ten projekt chyba poza jeden prototyp nie wyszedł.
Mimo różnych losów kibicuję takim projektom – niech coraz więcej e-papieru trafia do geeków, hackerów i power userów, a za jakiś czas być może powstaną z tego bardziej mainstreamowe rozwiązania.















