Rosja i Białoruś przećwiczą atak bronią jądrową. W pobliżu Polski

konto.spidersweb.pl 3 godzin temu

Rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe pod kryptonimem Zapad niepokoją wojskowych. Te cykliczne operacje, powtarzane co cztery lata, to coś więcej niż zwykłe ćwiczenia.

To swoisty papierek lakmusowy, który ujawnia militarne ambicje Kremla. Tym razem w trakcie manewrów ma być przeprowadzona symulacja uderzenia taktyczną bronią jądrową i atak pociskiem hipersonicznym.

Na papierze zapowiedziane na wrzesień manewry Zapad 2025 mają być skromniejsze niż w przeszłości. Według oficjalnych komunikatów Moskwy i Mińska weźmie w nich udział zaledwie około 13 tys. żołnierzy. Tyle iż niemal nikt w to nie wierzy.

Ukraińscy analitycy ostrzegają, iż prawdziwa liczba uczestników może być choćby dziesięć razy wyższa, mówi się o 150 tys. wojskowych. Co więcej, wiele wskazuje na to, iż pierwotny plan przesunięcia manewrów w głąb Białorusi, w ramach gestu deeskalacji, został zarzucony. Zamiast tego, manewry odbędą się blisko polskiej granicy.

Nowa broń, stara strategia

Poprzednia edycja manewrów Zapadu, w 2021 roku, również miała być „zwyczajnym” ćwiczeniem. A skończyła się największym pokazem siły w historii współczesnej Rosji. 200 tys. żołnierzy, 760 pojazdów opancerzonych, 270 systemów artyleryjskich, 80 samolotów bojowych i 15 okrętów na Morzu Bałtyckim – to liczby, które wtedy zrobiły wrażenie nie tylko na zachodnich obserwatorach, ale chyba i na samym Władimirze Putinie.

Efekt? Trzy miesiące po zakończeniu ćwiczeń Moskwa wystosowała wobec NATO żądania o wycofanie się z Europy Środkowo-Wschodniej. Cztery miesiące później rosyjskie czołgi ruszyły na Kijów. Tak właśnie wyglądała sekwencja zdarzeń. Dlatego dziś, cztery lata później, nikt nie traktuje zapowiedzi „spokojnych” manewrów jako gwarancji czegokolwiek.

Choć Rosja tonuje oficjalny przekaz, sugerując, iż Zapad 2025 będzie ograniczony w skali, to nie oznacza, iż nie będzie groźny. Wręcz przeciwnie, mówi się, iż podczas ćwiczeń może dojść do pozorowanego użycia taktycznej broni jądrowej. A także do testu nowego pocisku balistycznego o nazwie Oresznik o zasięgu do 2 tys. km i prędkości sięgającej 10 Machów, czyli około 3,4 tys. m/s.

To broń, którą Putin określa jako „wunderwaffe”, czyli cudowną broń zdolną zmienić układ sił w Europie. I choć w rzeczywistości Rosja nie może sobie pozwolić na otwartą wojnę z NATO, to bardzo chętnie ćwiczy scenariusze, które mają tę wojnę symulować.

Podczas wspólnych ćwiczeń przewiduje się wykorzystanie rosyjskich pocisków balistycznych średniego zasięgu Oresznik, które wzbudziły na Zachodzie zainteresowanie ze względu na deklarowaną zdolność do poruszania się z prędkością hipersoniczną. Planuje się także symulację wykorzystania taktycznej broni jądrowej, co jest związane z jej rozmieszczeniem na terenie Białorusi i wejściem w życie w marcu 2025 r. Koncepcji bezpieczeństwa Państwa Związkowego Białorusi i Rosji – podaje w analizie Instytut Europy Środkowej.

Manewry jako teatr i próba nerwów

Wojskowi w Moskwie mówią wprost: Zapad 2025 ma być testem możliwości szybkiego przerzucania i koncentracji niewielkich, ale silnych związków taktycznych. Brzmi niewinnie? Niekoniecznie. Taka doktryna doskonale wpisuje się w strategię wojny hybrydowej i „nagłych kryzysów” regionalnych, jakie Rosja ćwiczy od lat.

Wystarczy iskra i w kilka godzin sytuacja może eskalować. Gdzie? Choćby w Estonii. W Moskwie coraz głośniej mówi się o Narwie, mieście, gdzie ponad 80 proc. mieszkańców to Rosjanie, a które dzieli od rosyjskiego Iwangorodu zaledwie rzeka i most. Most, który Estończycy właśnie zablokowali bramą i zaporami. Nie przez przypadek. Wszyscy pamiętają zielonych ludzików z Krymu.

Więcej na Spider’s Web:

Pokaz siły zamiast realnej inwazji

Czy Rosja naprawdę może zaatakować NATO? Dziś to mało prawdopodobne. Front na Ukrainie pochłania ogromne zasoby ludzkie i logistyczne. Rosja nie ma rezerw, by równolegle prowadzić ofensywę na Zachodzie. Ale nie o realną wojnę tu chodzi, tylko o pokaz.

Zapad 2025 ma wysłać sygnał: jesteśmy gotowi, nie boimy się, możemy was uderzyć, jeżeli zajdzie potrzeba. To sposób Putina na prowadzenie dialogu ze światem – nie słowami, a czołgami. I dlatego warto uważnie patrzeć na wrześniowe ćwiczenia, choćby jeżeli ktoś powie, iż to tylko symulacja.

Europa nie może tego zlekceważyć

Manewry Zapad to nie tylko sprawa wojskowych. To test dla całej Europy i NATO.

Czy potrafimy reagować na sygnały? Czy umiemy odczytywać intencje Kremla, zanim będzie za późno? I czy jesteśmy gotowi, nie tylko militarnie, ale mentalnie, na to, iż pokój w naszej części świata nie jest już oczywistością, ale stanem, który trzeba nieustannie chronić?

Wrześniowe ćwiczenia odpowiedzą na więcej pytań, niż się wydaje. Bo „Zapad” to zawsze więcej niż manewry. To próba sił i naszej czujności.

Idź do oryginalnego materiału