Te słuchawki kosztują mniej niż 80 zł. Sprawdziłem, czy warto je kupić

konto.spidersweb.pl 12 godzin temu

Mniej niż 80 zł na paragonie, a w zamian mamy dostać prawdziwie bezprzewodowe słuchawki douszne z ANC, etui ładującym, Bluetooth 6.0, obsługą LDAC i masą innych rzeczy. Czy Baseus Bass BP1 Pro faktycznie spełniają wszystkie te obietnice?

Zacznijmy od tej pierwszej…

Naprawdę 80 zł?

Tak. Teoretycznie sugerowana cena dryfowała gdzieś w okolicach 100 zł, ale w momencie pisania tego tekstu większość sklepów proponuje zakup za 80 zł – czasem choćby bez grosza.

To gdzie jest haczyk? Pewnie w zestawie nic nie ma?

No właśnie jest. Poza słuchawkami i etui, a także przykrótkawym przewodem (USB-C z jednej strony, USB-A z drugiej), na samo dno pudełka wciśnięto cztery dodatkowe gumowe końcówki – czyli w sumie mamy ich 5.

Przyznaję się przy tym, iż w moim przypadku najlepiej spisały się te, z którymi słuchawki dotarły na testy. Słuchawki leżały w uchu pewnie, gumowe końcówki dawały całkiem niezłą – choćby momentami zbyt niezłą – izolację od otoczenia, jednocześnie nie uwierając zbyt mocno. Od razu może zaznaczę – to nie są koniecznie słuchawki, w których chciałbym spędzić 6 czy 8 godzin bez przerwy. Ale na godzinne lub dwugodzinne sesje – spisywały się w moich uszach jak trzeba.

Dobra, to za takie pieniądze muszą być chociaż kiepsko wykonane.

Skomplikowane.

Samo etui jest… w porządku. Wykonano je z błyszczącego, białego (lub czarnego) tworzywa, które wprawdzie nie budzi jakichś złych skojarzeń, ale też choćby nie udaje, iż jest przesadnie premium. Ot – po prostu jest, w ciągu testów nic się z nim strasznego nie stało, pomijając może całkiem sporą liczbę widocznych pod światło mikrorysek.

Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to głównie do tego, iż nie pomyślano o absolutnie żadnym elemencie, który ułatwiłby otwieranie wieczka etui. To, iż samo wieczko jest osadzone dość solidnie i nie buja się na zawiasach, a magnes solidnie trzyma słuchawki na swoich miejscach, jakoś cieszy mnie ciut mniej niż to, iż przy obsłudze jedną ręką trzeba się trochę nawalczyć, żeby znaleźć punkt zaczepienia na śliskiej powierzchni etui. Tak, da się to zrobić, ale trzeba się nauczyć jak i nigdy nie będzie to raczej super wygodne i super pewne, więc np. w czasie spaceru wolę to ogarnąć obiema dłońmi.

Same słuchawki kontynuują natomiast wykorzystanie twardego tworzywa, zbliżonego do tego z opakowania – może najwyżej w wersji mniej miejscami błyszczącej. Teoretycznie powinno to powodować przynajmniej odrobinę więcej dyskomfortu niż w przypadku „miękkich” wykończeń słuchawek, ale na szczęście tak się raczej nie dzieje. Zdecydowanie nie są to bezpośredni rywale dla moich ulubionych pod względem komfortu słuchawek Jabry z serii Active, ale… jest w porządku, o ile nie planujemy w nich spędzić całego dnia.

No dobrze, ale coś tu musi być chociaż trochę nie tak?

Trochę jest, choć na szczęście można się z tej sytuacji wyratować.

Nie chodzi tu choćby o to, iż oznaczenie prawej i lewej słuchawki jest takie, iż na pierwszy rzut oka trudno odróżnić, która jest która – tego możemy się gwałtownie nauczyć. Chodzi o to, iż jedną i drugą słuchawkę obsługujemy dzięki ekstremalnie – w moim egzemplarzu – czułych „pól dotykowych”. Możemy je skonfigurować w sumie na osiem sposobów – tj. do każdej ze słuchawek możemy przypisać osobne komendy na pojedyncze, podwójne i potrójne kliknięcie, a także na długie przytrzymanie. Domyślnie do pojedynczego kliknięcia nie jest przypisane nic i w ogóle się temu nie dziwię. adekwatnie za każdym razem, kiedy wyjmowałem słuchawki z ucha albo je do niego wkładałem, włączałem domyślną funkcję długiego przytrzymania, czyli rotację między trybem transparentności, wyłączonego i włączonego ANC.

Ostatecznie więc ograniczyłem mój egzemplarz wyłącznie do reagowania na podwójne i potrójne kliknięcia. Z jednej strony – całkowicie zaspokajało to moje potrzeby sterowania, a z drugiej – nie generowało takiej masy zbędnych akcji, których wcale nie chciałem podjąć.

Zaraz, godzina albo dwie – to brzmi trochę jak trening?

Zaiste. Przy czym z racji pogody w ostatnich dniach przeważnie był to trening pod dachem, czyli albo trenażer, na którym zalewam się potem, albo siłownia, na której moja głowa czasem ląduje w bardzo dziwnych miejscach.

Dobra wiadomość na start jest taka, iż Bass BP1 Pro spełniają normę IP55, co sprawia, iż przynajmniej w jakimś stopniu są odporne na wodę i kurz. Mniej teoretyczna dobra wiadomość jest taka, iż przynajmniej przez tygodnie testów, gdzie regularnie były intensywnie zraszane potem, kompletnie nic się im nie stało.

Czy taka sytuacja utrzyma się po 2 albo 3 latach użytkowania? Nie mam pojęcia – tym bardziej, iż znam z doświadczenia słuchawki spełniające wyższe normy odporności, które po takim czasie losowo umierały. Z drugiej strony – 80 zł za słuchawki na siłownię albo inny trening… brzmi jak wydatek, który można ponieść.

I jak to się trzyma na głowie w trakcie treningu?

W porządku nie skakałbym z nimi raczej ze spadochronem, ale przy odrobinę mniej dynamicznych ruchach absolutnie nic się nie dzieje. Konieczność poprawiania w trakcie aktywności albo nie występuje, albo jest na tyle niedokuczliwa, iż nie zapisała się w mojej pamięci jako jakaś większa wada.

A hałas z siłowni – i nie tylko – słychać?

Jeśli chodzi o pasywne wytłumienie tła, wynikające po prostu z wepchnięcia sobie słuchawek do ucha, to jest zaskakująco dobrze – oczywiście po dobraniu odpowiednich końcówek. Jest to o tyle dobra informacja, iż ANC w tych słuchawkach – przy wyłączonej muzyce – generuje całkiem sporo szumu. Niektórym – w tym i mi – niespecjalnie to przeszkadza, ale innym może jak najbardziej.

Jeśli natomiast chodzi już o samo ANC, to do wyboru mamy 5 opcji – tryb zmienny, w pomieszczeniu, na zewnątrz, komunikacja miejska i manualne ustawienie siły redukcji hałasu w skali od 1 do 5. Przyznaję, iż taki nadmiar opcji przeważnie budzi we mnie raczej grozę i zamieszanie, a także myśli, czy jeżeli idę na przystanek, to mam włączyć „tryb na dworze”, potem w tramwaju „komunikacja miejska”, a pod dotarciu na miejsce „w pomieszczeniu”. Zamiast tego zdaję się więc przeważnie po prostu na tryb automatycznej regulacji, który działa tutaj zaskakująco dobrze – i na dobrą sprawę nie wiem po co, może poza trybem ręcznym (wyraźnie redukuje szumienie na najniższych poziomach, ale kosztem skutecnzości ANC), pozostałe opcje do wyboru.

Prędkość reakcji ANC w trybie automatycznym nie jest może zawsze perfekcyjna, ale przeważnie zdaje egzamin. Przykładowo – przed chwilą w moim domu było stosunkowo kilka źródeł hałasu, do których dołączył zdecydowanie dominujący hałas pracującego trenażera i rowerowego napędu. Tryb „w pomieszczeniu” zdecydowanie pozwala mi usłyszeć ten dźwiek – choć bardziej stłumiony niż bez ANC – choćby siedząc piętro wyżej. Tryb „na zewnątrz” – o dziwo – przepuszcza tego hałasu jeszcze dużo, dużo więcej, z kolei „komunikacja miejska” eliminuje ten dźwięk niemal w całości. I podobny efekt do tego ostatniego daje właśnie „tryb zmienny”, który jednocześnie trochę odpuści, kiedy sesja na trenażerze się skończy.

Przyczepiłem się trochę do nadmiaru trybów ANC, ale wniosek powinien być tutaj jeden – system wykorzystany tutaj przez Baseusa jest po prostu dobry, szczególnie jeżeli brać pod uwagę kombinację dobrze dopasowanych końcówek i aktywnej redukcji. Nie jest całkowicie idealnie, bo z jednej strony do naszych uszu przez cały czas dotrze część hałasu, a z drugiej – nie ma tutaj takiej „bezciśnieniowej” redukcji niemal pozbawionej szumu, ale hej – 80 zł, nie 800 albo 2000 zł.

Dobrze, to jest ANC, bez ANC i…?

Tryb transparentny. Określiłbym go jako poprawny – nie jest ani szokująco naturalny, ani jakoś wybitnie skalibrowany, ale… po prostu działa, szczególnie jeżeli nie chcemy chodzić po mieście absolutnie odcięci od wszystkiego.

Z drugiej strony – mógłby być, szczególnie w trakcie rozmów, trochę bardziej „wybiórczy” dla głosu. Przy dłuższych dyskusjach i tak w końcu wyjmowałem słuchawki z uszu, żeby było łatwiej i wygodniej.

Ok, ale napisz w końcu, jak to gra, bo to jest zawsze na końcu tekstu…

Oczywiście. Otóż Baseus Bass BP1 Pro grają… po prostu w porządku. o ile ktoś spodziewa się, iż pojawi się tu jakiś entuzjastyczny wniosek w stylu „grają lepiej niż słuchawki za 500 zł”, to niestety – nie ten adres. Jako cały zestaw, te słuchawki faktycznie są czymś więcej, niż może sugerować cena, ale nie liczcie na to, iż brzmieniowo zrzucą was z krzesła.

Zalety? Po pierwsze – dla użytkowników Androida – mamy tutaj obsługę LDAC, która zdecydowanie robi różnicę. Po drugie – o ile domyślnie słuchawki grają mocno „V”, z podkręconymi basami i wysokimi tonami, trochę za mocno uciskając środek, o tyle – jeżeli komuś to nie odpowiada – można to dość skutecznie podreperować albo gotowymi presetami, albo własnym, zaskakująco rozbudowanym korektorem graficznym. Nie jesteśmy więc skazani 1:1 na takie brzmienie, jakie wymyślił sobie producent i podejrzewam, iż – mając w pamięci, iż to słuchawki za 80 zł – każdy będzie w stanie znaleźć coś dla siebie. Tak, jeżeli chodzi o słuchanie podcastów – też jest dobrze, aczkolwiek tutaj trzeba przejść do kolejnego punktu.

Tym punktem są moje mieszane uczucia odnośnie klarowności dźwięku. Z jednej strony – i nie przesadzam – na tych słuchawkach udało mi się usłyszeć w niektórych utworach kilka dźwięków, których nie słyszałem wcześniej (choć nie twierdzę, iż ich szukałem). Z drugiej – całość jest tutaj dość mocno ocieplona i trudno mi znaleźć jakąś trochę bardziej kliniczną, chłodniejszą charakterystykę, jaką lubię przy słuchaniu podcastów czy choćby niektórych utworów. I nie, niestety nie udało się z tego przewalczyć ustawieniami.

Co do pozostałych ustawień dostępnych w aplikacji – jest ich zaskakująco wręcz dużo jak na tak tanie słuchawki, a jednocześnie mam wrażenie, iż jest ich… po prostu za dużo i niektórych mogłoby spokojnie nie być. Przykładowo poza korektorem graficznym z presetami mamy jeszcze tryb dynamicznego dźwięku, który oferuje nam wzmocnienie i tak mocnego domyślnie basu, a także „równowagę dynamiczną” i… na tym wcale nie koniec. Do tego dochodzi jeszcze tryb BISA (Baseus Immersive Sound Acoustics) z trybem „muzyka” i „kino”, przy czym główna różnica między trybem standardowym a „muzyka” jest taka, iż wszystko nagle robi się piekielnie głośniejsze. Więc jeżeli komuś zabraknie głośności, to w tej opcji.

Podejrzewam przy tym, iż większość osób, kupujących słuchawki za 80 zł, będzie raczej oczekiwać mniej, niż to, co tutaj dostają. Czyli mimo tego, iż się złośliwie czepiam – jest dobrze wystarczająco. Do tego stopnia, iż te słuchawki – a mam ich całą szufladę, w tym i -naście razy droższych – towarzyszyły mi każdego dnia i niespecjalnie miałem na co narzekać, o ile zakładałem, iż mają po prostu grać/gadać i nie przeszkadzać.

Ale czegoś musi na pewno brakować!

Tak, brakuje jednej rzeczy – czujnika wyjęcia słuchawek z ucha. Wiem, za 80 zł nie można wymagać wszystkiego, ale zrezygnowałbym pewnie z kilku elementów, żeby – przy moim sposobie użytkowania słuchawek – mieć właśnie to automatyczne wyłączanie.

A podłączę do nich więcej niż jedno urządzenie?

Tak – i przełączanie między nimi działa całkiem sprawnie. Haczyk – nie można mieć jednocześnie włączonego LDAC i obsługi dwóch urządzeń.

Opóźnienia?

Przy codziennym użytkowaniu, takim jak oglądanie filmów na YouTubie, seriali i podobnych – bez uwag z mojej strony. Jest wprawdzie dodatkowy tryb niskiej latencji, ale nie poczułem ani razu potrzeby skorzystania z niego.

Rozmowy telefoniczne?

W konfortowych warunkach, tj. np. cichy pokój albo pokój, w którym może i jest trochę hałasu albo kilka – bardzo przyzwoicie. W warunkach ekstremalnie miejskich – choćby komplet 6 mikrofonów i „AI” nie czyni cudów – zdarzały mi się przypadki, kiedy musiałem potwarzać to, co powiedziałem. Ale a za zaoszczędzone pieniądze przy zakupie tych słuchawek – mogę się czasem powtórzyć.

Akumulator?

Pierwsze, co zobaczycie na stronach produktu, to 12 godzin, ale spokojnie – z ANC zejdziecie do 7, a przy słuchaniu na wyższych poziomach głośności zejdziecie poniżej tej granicy. Czyli nic ogólno-rynkowo wybitnego, ale jak na 80 zł – bardzo sensownie.

Baseus Bass BP1 Pro – warto czy nie?

Na dobrą sprawę – trudno się tutaj do czegoś szalenie przyczepić, szczególnie mając świadomość ceny, zarówno tej promocyjnej, jak i sugerowanej standardowej. Tak, Baseus Bass BP1 Pro mają swoje słabsze strony, takie jak szumienie przy włączonym ANC i wyłączonej muzyce, dość twardawą budowę samych słuchawek (mi nie przeszkadzało – niektórym może), na mój gust zbyt czułe przyciski (da się opanować z poziomu aplikacji) czy trochę przepakowaną opcjami (znów – jak dla mnie) aplikację. I nie, to nie są słuchawki w żadnym razie wybitne, choć kombinacja wszystkich plusów jest w tej cenie raczej rzadko spotykana.

Z drugiej strony – to wszystko kosztuje… 80 zł. I w tej cenie dostajemy słuchawki z całkiem dobrym ANC, kompletem końcówek (który równie dobrze może kosztować więcej niż takie słuchawki…), niezłą jakością połączeń, obsługą LDAC, współpracą z dwoma urządzeniami jednocześnie, bardzo rozbudowanymi opcjami personalizacyjnymi (również jeżeli chodzi o dźwięk) i w końcu z dźwiękiem, który jest po prostu w porządku.

Czy byłby to mój pierwszy słuchawkowy wybór, gdybym miał nie tak bardzo rygorystyczny (czytaj: ograniczony do 100 zł) budżet? Niekoniecznie, aczkolwiek do głowy przychodzą mi wyraźnie droższe propozycje.

Natomiast jeżeli szukałbym czegoś do 100 zł – np. po to, żeby nie było szkoda, jeżeli coś się z nimi stanie – to nie wiem, czy szukałbym dalej. Tym bardziej, iż np. bardzo zbliżone cenowo Soundcore A20i nie oferują chociażby ANC, a lista „ale” gwałtownie stałaby się jeszcze dłuższa. Najbliżej byłoby więc do Redmi Buds 6 Lite, teoretycznie oferującego słabsze ANC.

Baseus Bass BP1 Pro – zalety:

  • JEST TANIO;
  • całkiem bogaty zestaw sprzedażowy;
  • bardzo rozbudowana aplikacja, z korektorem graficznym;
  • tak, nada się i do słuchania muzyki, i podcastów;
  • dobry czas pracy na jednym ładowaniu;
  • ANC jest po prostu dobre;
  • obsługa LDAC;
  • kilka sensownych wbudowanych presetów;
  • niezła jakość rozmów.

Baseus Bass BP1 Pro – wady:

  • twarde wykończenie słuchawek może niektórym przeszkadzać (nie narzekałem przy sesjach do 2 godzin);
  • otwarcie etui jedną ręką wymaga trochę zabawy;
  • delikatne szumy przy włączonym ANC i wyłączonym „graniu”;
  • trochę nadaktywne przyciski dotykowe (do ogarnięcia w aplikacji);
  • możesz uznać, iż w sumie więcej nie potrzbujesz.
Idź do oryginalnego materiału