Najpierw były wątpliwości, po co to komu. Ale kiedy poprzednią generację URS-a LT przetestowałem finalnie przez tydzień, jeżdżąc po Sardynii, przeżyłem moment gatunku olśnienia. Dopiero tam – z bikepackingowym bagażem – ten rower, gravel z pełną amortyzacją, zyskał pełen sens. Okazało się wtedy, iż w takich okolicznościach wyjątkowo docenia się możliwości zawieszenia, a choćby dodatkowe kilogramy tylko poprawiają jego działanie. To w skrócie, bo po szczegóły zawsze możecie zajrzeć do tamtego testu, który zamieszczę niżej.
Kiedy pojawiła się możliwość sprowadzenia drugiej generacji na dłużej, od razu wiedziałem, iż warto sprawdzić ją w bezpośrednim porównaniu z poprzednikiem. Rower wygląda bardzo podobnie, więc to pytanie musiało paść: czy realnie się zmienił, czy to tylko lifting? Ten tekst zaczynam więc od suspensu – pełne odpowiedzi kryją się w dalszej części.

Ultra gravel jako poligon doświadczalny
Postanowiliśmy tym razem wyjść poza standard redakcyjnego testowania. Najlepiej zweryfikuje ten rower coś naprawdę trudnego, a nie tylko szybkie objazdy lokalnych ścieżek. Cała kategoria rowerów wykorzystywanych w wyścigach ultra pędzi w kierunku zwiększonego komfortu, bo tam – na setkach kilometrów – to on staje się najważniejszy. Waga schodzi na drugi plan, bo liczy się jedno: dotrzeć do mety w jednym kawałku, a nie w stanie rozsypki.

Dlatego URS LT trafił na start ultra w Szuter Masterze w Polanicy-Zdroju pod Justynę Jarczok. I właśnie ona, jadąc około 150 kilometrów tras MTB (równocześnie odbywał się Bike Maraton!), jako pierwsza przekroczyła linię mety (i była 9 open!). To najlepszy możliwy dowód na to, iż rower pod presją potrafi „dowieźć” wynik.


Wcześniej jednak konieczne było ustawienie pozycji i szybka konstatacja, iż seryjna kierownica jest zdecydowanie za szeroka jak na rozmiar S – 420 mm to dobry standard do bikepackingu, bo pozwala wygodnie zamontować rolkę. Ale dla drobniejszej zawodniczki, szczególnie w kontekście ścigania, jest to po prostu niepotrzebne „wiosło”. Późniejsze testy Anny Brodackiej oraz moje tylko to potwierdziły.

Nie znaczy to jednak, iż URS LT to rower zbudowany stricte pod ultra. Choć może być tam z dużym sukcesem wykorzystywany, to jego nowa filozofia idzie w innym kierunku.


Ewolucja, nie rewolucja
W porównaniu z poprzednikiem wprowadzono zmiany, które można nazwać dopracowaniem szczegółów. BMC postawiło na poprawę dzielności terenowej, podkreślając charakter maszyny gotowej na prawdziwe bezdroża. Czuć to od pierwszego zakrętu. Rower stał się stabilniejszy i bardziej przewidywalny na trudnym podłożu, co zawdzięcza między innymi wyższemu frontowi – główka sterowa urosła o ponad 2 centymetry, przez co wzrósł stack.

Rama może przyjąć teraz opony o szerokości już nie 44, ale 47 mm, co w tej kategorii ma znaczenie ogromne. Minimalnie spłaszczono też kąt widelca do 69,5°, dodając kolejną cegiełkę do pewności prowadzenia i uspokajając reakcje na kamieniach czy w korzeniach.

Już na pierwszy rzut oka widać też jedną z najpraktyczniejszych zmian – w dolnej rurze pojawił się schowek. To nieduży szczegół, ale znaczący, bo eliminuje konieczność wożenia „żelastwa” w torebce podsiodłowej. Multitool, pompka, setka, łyżki – wszystko trafia do poręcznego piórnika w ramie i jest dostępne dokładnie wtedy, kiedy trzeba. Za cenę kilku dodatkowych gramów mamy wygodę, której wcześniej brakowało. Rower waży 10,1 kg, podczas gdy poprzednik pokazywał na wadze 9,52 kg w tym samym rozmiarze.

Skoki zawieszenia pozostały takie jak były: 20 mm z przodu i 10 mm z tyłu. Jednak tuning ich charakterystyki jest teraz bardziej elastyczny. Widelec HiRide, czyli system MTT BMC, przez cały czas przypomina miniaturowego Headshoka od Cannondale, choć zaprojektowano go z większą dbałością o estetykę i integrację. Co ciekawe, HiRide sprzedaje choćby te widelce osobno, a stosuje go również polski Antidote w modelu Pathseeker.

Jeśli ktoś jednak uzna, iż tego typu rozwiązania nie są dla niego, BMC ma także wariant URS O1 z amortyzowanym mostkiem zamiast widelca. I tak się składa, iż również nim jeździliśmy, a test tej wersji już czeka w kolejce do publikacji.
Standard zgodny z przeznaczeniem
Nowy URS LT rozwija się zgodnie z rynkiem i oczekiwaniami użytkowników. Mamy tu więcej punktów montażowych, które w bikepackingu zawsze są na wagę złota. Wreszcie pojawił się też hak UDH, otwierający drogę do stosowania napędów SRAM Transmission. I trzeba przyznać, iż właśnie w takim rowerze to rozwiązanie brzmi najrozsądniej.

Przerzucanie pod pełnym obciążeniem na stromym podjeździe, bez zacinania i z minimalnym wysiłkiem dłoni, to coś, co po dniu spędzonym w siodle docenia się bardziej niż cokolwiek innego. W świecie ultra każda oszczędzona kropla energii w nadgarstkach liczy się tak samo jak ta w nogach. Linka w przerzutce? Dziękujemy, następny proszę.

Warianty modelowe – co warto wiedzieć by się nie zgubić
BMC oferuje cztery kierunki URS-a. Wersja podstawowa, po prostu URS, nie ma żadnej amortyzacji. URS O1 oznacza tę samą karbonową ramę, ale z amortyzowanym mostkiem. Dopiero dopisek LT daje pełne tłumienie przód–tył, tak jak w teście. A jeżeli ktoś szuka czegoś bardziej „ziemskiego”, pozostaje opcja na aluminiowej ramie – URS AL. Nasz egzemplarz to URS O1 LT One, czyli najwyższa specyfikacja ze wszystkim, co BMC potrafi pokazać w tym segmencie. Oficjalna cena wynosiła 8499 CHF, czyli w przybliżeniu 39 000 zł. Przy czym rodzina URS-ów startuje już od 2499 CHF, co daje około 11 450 zł.

Rozmiarówka i ważne usprawnienie
URS LT dostępny jest od XS do XL. BMC zaleca rozmiar S osobom do 170 cm wzrostu. Nasi testerzy mieli odpowiednio 169 i 2 × 172 cm i w każdym przypadku wybór tego rozmiaru okazał się trafny. Warto wspomnieć, iż sztyca jest teraz o trzy centymetry dłuższa niż w poprzedniej wersji. Poprzednio przy dłuższych nogach potrafiła okazać się za krótka, co szczególnie u osób o wyższym stosunku długości nóg do wysokości ciała mogło stanowić problem. Teraz został on rozwiązany.

Wrażenia z jazdy
Najmocniejszą stroną URS-a LT One jest to, iż im dłużej się jedzie, im gorzej robi się pod kołami i im bardziej zmęczone są ręce oraz plecy, tym bardziej zaczyna się doceniać obecność zawieszenia. To nie jest rower, którego zalety pojawiają się podczas szybkiej godziny po łatwym szutrze. One wychodzą dopiero wtedy, kiedy dzień zaczyna naprawdę boleć.
Komfort i stabilność tworzą tu duet, którego trudno nie polubić. Rowery bez zawieszenia w pewnym momencie zaczynają po prostu zrzucać z siodła – tu takich sytuacji niemal nie ma. Prędkość przelotowa utrzymuje się zaskakująco dobrze. Nie ma poczucia, iż siedzi się na kanapie. Momentu, w którym zawieszenie zaczyna przeszkadzać, szuka się długo, a często nie znajduje wcale.
W terenie technicznym rower daje ogromną pewność. W miejscach, gdzie klasyczne gravele wymagają od jadącego dodatkowych umiejętności lub cierpliwości, BMC URS LT prosi tylko o to, by jechać dalej. To rower, który ma dowieźć i to robi.

Solidny napęd z przerzutką Transmission działa w każdych warunkach, zakres przełożeń także jest zdecydowanie wystarczający. To idealne rozwiązanie do jazdy z obciążeniem, albo wtedy, gdy zmęczone nogi nie niosą.
Nie znaczy to jednak, iż jest ideałem dla wszystkich. W ciasnych, krętych sekcjach, szczególnie wtedy, gdy chce się pojechać agresywnie, czuć, iż nie jest tak zwinny ani tak lekki w podrywaniu jak najbardziej sportowi rywale. Nie prowokuje do zabawy, nie zamienia każdej nierówności w skocznię. Nie po to powstał.
To rower stworzony do pochłaniania tysięcy metrów w pionie i horyzoncie. Z natury jest, maszyną zaprojektowaną do długodystansowego cierpliwego przesuwania świata pod kołami. jeżeli ktoś liczy na zadziorność charakteru, znajdzie ją gdzie indziej.

Podsumowanie – dla kogo jest URS LT?
Jeżeli marzy się komuś dojechanie do mety ultra naprawdę w jednym kawałku, a nie z nadgarstkami proszącymi o litość i z lędźwiami dopominającymi się o masaż, to URS LT powinien znaleźć się bardzo wysoko na liście. jeżeli celem jest jazda dłużej, dalej, po trudniejszym terenie i przy tym zachowanie w ciele resztek godności, BMC oferuje narzędzie stworzone dokładnie do tego.
Ale równie uczciwie trzeba powiedzieć: jeżeli ktoś kocha sprint do każdej hopki, polowanie na KOM-y i ciasne agrafki, które wywołują uśmiech czysto sportowej ekscytacji, to bywają gravele, które dadzą więcej frajdy i zadziorności. Tutaj króluje wydolność komfortu, nie agresja.
W świecie realnego bikepackingu i ultra URS LT jest jednym z najmocniejszych graczy na rynku. o ile w ogóle nie najrozsądniejszym.

Jaką wersję wybrać?
I tu pojawia się pytanie zasadne, bo sprawdzając ceny traficie zarówno na generację pierwszą, drugą, jak i… odświeżoną z przyszłego sezonu. W związku z tym, iż rower zmienił się kilka pomiędzy generacjami, to ten pierwszy w cenie 21 999 zł (tyle teraz kosztuje) będzie zdecydowanie godny rozważenia. Nowszy model znalazłem najtaniej za 27999 zł – w każdym przypadku dostępne były te same rozmiary S (inne także). Wariant 2026 jest na Shimano GRX Di2 i alumniowych kołach, kosztuje 25899 zł. Decydujcie!
Artykuł powstał w ramach płatnej współpracy reklamowej z BMC Switzerland, bmc-switzerland.com/
Tekst i zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski








