Test Canyon Grizl OG 2025 – więcej niż jeden gravel

magazynbike.pl 1 tydzień temu

Czy świat naprawdę potrzebuje kolejnego roweru gravelowego? A jeżeli tak — czy Canyon, marka która już raz zamieszała na rynku, wprowadzając słynnego Grail’a z kierownicą przypominającą dwupłatowiec, może jeszcze czymś nas zaskoczyć? To pytanie towarzyszyło mi przez kilka miesięcy, gdy intensywnie testowałem drugą generację Grizla — podstawowego, a zarazem najbardziej uniwersalnego gravela w kolekcji Canyona.

Do tematu podszedłem metodycznie. Grizl służył mi nie tylko w codziennych trasach i turystyce, ale i w wyścigach, co pozwoliło sprawdzić, jak blisko mu do sportowych aspiracji Graila. Czas więc na podsumowanie tej przygody.

Krótko — polubiłem go. Bardzo.

Jeśli nie macie ochoty czytać całego testu — bo może właśnie wybieracie się na rower — zdradzę od razu: tak, Grizl mi się spodobał. choćby bardzo.

Choć nie w wersji seryjnej. W tzw. międzyczasie (a jakże, zwischenzeit — pozdrawiam niemieckich purystów!) przetestowałem w nim trzy różne zestawy kół i opon. Sam rower pozostał ten sam, ale jego charakter zmieniał się radykalnie. I to właśnie jedna z największych zalet tej konstrukcji — Grizl przez cały czas pozostaje gravelem „do wszystkiego”, który można dopasować do niemal każdego scenariusza.

W praktyce to właśnie rower typu n-1 – czyli ten jeden, który spokojnie może zastąpić wszystkie pozostałe. I tu pozwolę sobie odesłać do świetnych tekstów Jamesa Huanga, który spopularyzował to pojęcie na swoim Substacku nminus1bikes.substack.com.

Grail, Grizl… i kto się w tym połapie?

Nie będę ukrywał – choćby ja, mając do czynienia z rowerami Canyona od lat, lekko się pogubiłem w ich gravelowym portfolio. Bo jest tego naprawdę sporo.
W teorii sprawa wygląda prosto:

  • Grail – to model sportowy, zorientowany na wyścigi,
  • Grizl – bardziej turystyczny, o nieco spokojniejszej geometrii.

Ale diabeł, jak zwykle u Niemców, tkwi w szczegółach. Oba modele występują w odmianach Rift, czyli z przednim amortyzatorem DT Swiss F132 One (40 mm skoku). A jeżeli chcecie czegoś jeszcze bardziej rozbudowanego – Canyon przygotował też Grizl Escape, wersję dla ambitnych bikepackerów, z kierownicą Full Mounty i zintegrowanym oświetleniem.

Grizl OG – oryginał w najlepszym znaczeniu

Testowany przeze mnie egzemplarz to tzw. Grizl OG, czyli Original Graveller – najbardziej „czysta”, klasyczna forma tego roweru.
Bez zawieszenia, bez prądu, bez nadmiaru marketingu.

Napęd? W wersji CF 7 typowy dla tej kategorii Shimano GRX 820 1×12, z zębatką z przodu 42 z i kasetą 10–45 z tyłu. To, co w nim najlepsze, to geometria – stabilna, ale nie leniwa, pozwalająca z przyjemnością przechodzić z asfaltu na szuter i z powrotem.

Full Mounty, ECLIPS i niemiecka inżynieria w służbie bikepackingu

Wariant Escape ma taką samą ramę, ale to rower o innym, od razu bardziej turystycznym przeznaczeniu. Bo po pierwsze otrzymał on karbonową kierownicę Full Mounty, która zintegrowała miniaturowy leżak z klasycznym barankiem. Coś między Redshift Kitchen Sink a Farr Aero Gravel, ale w niemieckim wydaniu. Do tego masa poniżej 400 g (według producenta), dodatkowe mocowania cargo, opcje przystawki aerodynamicznej i – jak na Canyona przystało – zintegrowany mostek. W sumie można na niej zamocować do 50 kg ładunku – tak zapewnia Canyon – a to naprawdę dużo.

Po drugie zaś rower ten ma system ECLIPS (Endless Charge and Lighting Integrated Power System). To kompletny zestaw zasilania z dynamem SON 29 S, światłem Lupine SL Nano (900 lm) z przodu i zintegrowanym tylnym Lupine C14 LED w obejmie sztycy. Zasilanie stabilizuje akumulator Lupine Smartcore 3500 mAh ukryty w dolnej rurze, a energia zarządzana jest przez elektronikę BlackBox BMS. Efekt? Światło działa choćby na postoju, a przy prędkości 20 km/h system doładowuje się o 12% na godzinę. W deklu sterów znajdziecie port USB-C – można ładować akcesoria w czasie jazdy albo zasilać lampkę w namiocie.

Wersje i ceny (2025, Polska)

ModelNapędWagaCena (PLN)Cechy
Grizl CF 6SRAM Apex XPLR 1×129,98 kg10 799 złwersja bazowa, alu koła DT Gravel LN
Grizl CF 7 (testowany)Shimano GRX 820 1×1210,04 kg12 199 złnowy GRX 12s, uniwersalna konfiguracja
Grizl CF 7 ESCShimano GRX 820 mullet 1×129,94 kg13 499 złkokpit Full Mounty, wariant Escape
Grizl CF 8 RIFTSRAM Rival AXS XPLR 1×1310,05 kg15 799 złamortyzator DT Swiss F132 One
Grizl CF 8 ESC ECLIPSShimano GRX 1×12 mullet10,00 kg17 999 złsystem oświetlenia ECLIPS, Full Mounty
Grizl CF 8 Di2Shimano GRX Di2 1×129,16 kg19 399 złpełna elektronika, koła GR30 CF
Grizl CF 9 ESC RiftSRAM Force AXS/XO Eagle9,84 kg26 999 złtopowy mullet, amortyzacja DT Swiss
Grizl CF 9 ECLIPSSRAM Red AXS XPLR 1×138,84 kg31 499 złnajwyższa specyfikacja, full carbon

Wrażenia z jazdy – trzy oblicza jednego roweru

Nowa rama Grizla różni się od poprzednika nie tylko geometrią, ale i kształtem. Ma większy prześwit na opony (do 54 mm), bardziej płaski kąt główki, wyższy stack i dłuższy rozstaw osi. Efekt to większa stabilność, przewidywalność i spokój prowadzenia – ale bez utraty dynamiki.

Przód ramy jest wyższy, a całość ma lekko „garbaty” profil. Tu jednak ma to praktyczny cel – więcej miejsca w trójkącie głównym, który pomieści dedykowaną torbę Canyona mocowaną magnetycznie przez Fidlocka, bez pasków. choćby w rozmiarze S zostaje miejsce na dwa bidony, co w praktyce jest ewenementem.

Nie zabrakło też mocowań – aż 23 punkty na ramie i widelcu pozwalają na montaż torby na górnej rurze, trzech bidonów, bagażników i błotników. Przy odrobinie fantazji można przewieźć choćby osiem butelek wody. To naprawdę przemyślany rower – od codziennej jazdy po długie wyprawy. Tak – ma też schowek w ramie! A pod pokrywką multitoola i miejsce na pompkę. Poniżej w ramie mieści się „piórnik” z dętką.

Setup seryjny i pierwsze modyfikacje

Na start – seryjny zestaw: aluminiowe koła i opony Schwalbe G-One RX Pro 45 mm. Zabrałem rower na wyścig i… nie byłem zachwycony. Wysoka masa i opony o umiarkowanej prędkości toczenia – to nie był najwyższy wariant tego modeli – dawały się we znaki. W turystyce nie problem, ale gdy pojawia się tempo, różnicę widać od razu.

Dlatego kolejny etap testu, tym razem w Andaluzji, na szlakach wokół Granady i trasach Badlands, odbył się już na karbonowych kołach Ican (link) i semi-slickach Schwalbe G-One RS Pro (test). To był strzał w dziesiątkę – rower odżył, przyspieszał chętniej, a prowadzenie stało się lżejsze i bardziej naturalne. Tu przestałem tęsknić do Graila, którego bardzo lubię i… na którym równolegle przejechałem także setki kilometrów, w ramach porównań (m.in. trasę gravelowych Mistrzostw Świata na deser).

Ten sam zestaw zabrałem później w Alpy, na gravelową wersję Stelvio IV, i mimo warunków bliższych MTB, nie zawiódł.

W trudniejszym terenie brakowało jedynie lżejszych przełożeń – klasyczny napędy typu XPLR 10–45 z chęcią zamieniłbym na coś powyżej 50 zębów z tyłu

Z kolei największym zaskoczeniem była seryjna kierownica – aluminiowa, z delikatnym opadaniem górnego chwytu i lekką flarą. W połączeniu z hamulcami Shimano GRX dawała doskonałą kontrolę na zjazdach, a sztyca VCLS dodawała nieco komfortu bez efektu bujania. To w Alpach, podczas „underbikingu” (tak ładnie nazywa się zabranie roweru trochę za małego na dany teren, wokoł Bormio na MTB byłoby łatwiej!), polubiłem go finalnie – właśnie za prowadzenie w dół i pełną kontrolę w dolnym chwycie.

Mimo iż przy moim wzroście 169 cm Canyon sugeruje rozmiar XS, świetnie czułem się na S – nowa rama jest dłuższa, ale ma krótszy mostek, co daje bardziej zrównoważoną pozycję. Kąt głowki wynosi 70,5 stopnia, więc „sredni”. Rama ma 7 rozmiarów do wyboru.

Zestaw prawie wyprawowy – Grizl w trybie MTB!

Ostatnie kilometry testu przejechałem na oponach WTB Resolute 50 mm z większym bieżnikiem. Chciałem sprawdzić, jak Grizl radzi sobie na szerokim ogumieniu, skoro konstrukcja pozwala na jeszcze więcej. Opony założyłem na karbonowe koła o wadze poniżej 1600 g, więc całość przez cały czas była lekka.

I tu kolejne zaskoczenie – mimo szerokości 50 mm rower toczył się zaskakująco lekko, a komfort i przyczepność wzrosły zauważalnie. Dopiero w tej konfiguracji Grizl wydał mi się kompletnym, wszechstronnym rowerem. Na węższych oponach przód był nieco zbyt twardy, a tu proporcje wróciły do ideału.

Z ciekawością wypróbowałbym wersję Rift z amortyzatorem, ale prostota i skuteczność rozwiązania opartego tylko na szerokich oponach mają w sobie coś, co trudno nie docenić – mniej serwisowania, więcej jazdy.

Przy 50 mm wciąż pozostaje dużo miejsca w widelcu i ramie, więc błoto nie stanowi problemu, a trakcja i stabilność rosną wyraźnie.
W tej konfiguracji Grizl pokazał swoje najbardziej uniwersalne oblicze – gotowy na wszystko, od gravelowych maratonów po kilkudniowe wyprawy z sakwami.

Escape? Tylko trochę

Czy tęskniłem do rozwiązań z wersji Escape? Trochę do zintegrowanego oświetlenia, bo to element, który w takim rowerze ma sens, o ile myśli się poważnie o naprawdę długich dystansach, a w szególności wyścigach ultra. W moim przypadku próbowałem stworzyć jego namiastkę, montując uchwyt Farr z miejscem na lampkę, który sam stanowi miniaturkę leżaka. Działało dobrze, ale nie było tak eleganckie jak oryginalny system ECLIPS z dynamem i lampami Lupine. I właśnie w takich detalach widać, iż Canyon faktycznie przemyślał swoje wersje – Escape nie jest innym rowerem, tylko logicznym rozwinięciem Grizla OG. O ile ktoś takiego wariantu potrzebuje.

Podsumowanie

Nowy Grizl OG to przykład roweru, który niczego nie udaje. Nie próbuje być supersportowym Grailem ani futurystycznym rowerem wystawowym z karbonowym kokpitem. Jest solidnym, dojrzałym gravelem, który można łatwo dopasować do własnych potrzeb – szybkim, gdy założycie lekkie koła, i komfortowym, gdy sięgniecie po szersze opony.

Najbardziej urzeka w nim równowaga – między sztywnością a komfortem, stabilnością a zwrotnością, a choćby między minimalizmem a funkcjonalnością. Grizl nie błyszczy nowinkami, tylko działa. Daje poczucie pewności, iż niezależnie od tego, gdzie skręcicie, rower po prostu sobie poradzi.

Nie jest najlżejszy w klasie i nie ma najbardziej wyścigowej pozycji, ale nadrabia spokojem, jakością wykonania i uniwersalnością. Wersja z aluminiowymi kołami jest kompromisem między ceną a osiągami, natomiast zmiana na lżejsze, karbonowe zestawy momentalnie otwiera przed nim nowe możliwości.

Brak nieco lżejszych przełożeń w napędzie można wybaczyć – bo w zamian dostajemy konstrukcję, która dobrze znosi obciążenie, daje świetną kontrolę na zjazdach i pozwala spędzić w siodle cały dzień.

W czasach, gdy wielu producentów próbuje wynaleźć gravel od nowa, Canyon zrobił coś odwrotnego – wrócił do źródeł. Zbudował rower, który po prostu ma sens. To jedna z najbardziej kompletnych i przemyślanych konstrukcji w tej kategorii, nie tylko z punktu widzenia parametrów, ale też filozofii. Grizl nie wymaga tłumaczenia – wystarczy się przejechać, by zrozumieć, o co w nim chodzi.

Dla mnie to jeden z tych rowerów, które łatwo polubić, ale trudno oddać po teście.

Artykuł powstał w ramach płatnej współpracy reklamowej z Canyon Bicycles, canyon.com

Tekst: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Justyna Jarczok, Grzegorz Radziwonowski

Idź do oryginalnego materiału